Od kilku ostatnich dni proszona jestem o rysowanie kredkami lub malowanie farbami słoni... :)
W niedzielę po rozpakowaniu nowej plasteliny temat był nadal aktualny... i tak powstał słoń ulepiony przeze mnie z drobną pomocą taty oraz palma zrobiona przez tatę :)
Były też lody jedzone w kuchni na podłodze z tatą :)
I zupełnie przez przypadek na jarmarku Bielańskim udało nam się wczoraj kupić podstawkę do jajek o którą także ostatnio byłam proszona, a ciagle mi to uciekało z pamięci :)
I pierwsze podejście do tematu jazdy konnej... choć jeszcze za wcześnie na naukę to wczoraj zrobiliśmy rozpoznanie w stadninie, którą mamy w sąsiedztwie :)
Nie było oczywiście zgody na to by usiąść lub dotknąć, był mały strach ale karmienie kucyka o imieniu Karo było pierwszym przełamaniem lęku.
I była także zabawa na placu zabaw, za którym niezbyt przepadam bo zawsze są tam tłumy ale lubię kawiarenkę i sklep, które znajdują się obok. Korzystając z tej okazji wyszperałam tam poniższą książkę, którą tata przeczytał jak wracaliśmy do domu...
Lubię takie weekendy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz